sobota, 14 września 2013

Rozdział 2.

Z perspektywy Vereny

Podeszłam bliżej ze skwaszoną miną.
- Hej.
- Oj Vera, Vera.
- Przepraszam.
- Nieważne, wybaczam Ci. I tak często się spóźniasz. Przyzwyczaiłem się do czekania - posłał mi uśmiech, po czym zapytał.
- Idziemy?
- Pewnie.
Ruszyliśmy w kierunku pubu, gdzie mieliśmy spędzić resztę dnia.
- Tak w ogóle, to co u Ciebie? 
- Wiesz, w domu praktycznie to samo. Rodzice zrzędzą, że źle się uczę, nie sprzątam, nie pomagam. 
- Moi mówią to samo i właśnie z tego powodu zabrali mi komórkę oraz zabronili wychodzić z domu. 
- Posłuchałeś ich? Siedziałeś w domu przez ten cały czas? 
- Tak, choć było trudno. Nie chciałem zaleźć im za skórę. 
Doszliśmy na miejsce. Ryan otworzył mi drzwi i gestem pokazał, bym weszła pierwsza.
- Łał, jaki dżentelmen - zaśmiałam się i weszłam do środka. 
W pomieszczeniu, jak zawsze, panowała miła atmosfera. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam wolny stolik pod oknem. Zazwyczaj tam siadaliśmy, było to nasze ulubione miejsce. Podeszłam bliżej i zdejmując kurtkę, zawiesiłam ją na krześle. Zrobiło się naprawdę ciepło, choć na dworze mróz. Usiadłam, a Ryan wykonał tą samą czynność. Wzięłam do ręki menu i zaczęłam je przeglądać. Na wszystko miałam ochotę. Od zup do deserów. Z zamiarem zapytania przyjaciela, co zamawia, podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z taką głębią, jakbym miała na twarzy obraz wymalowany przez da Vinci'ego. 
- Co? - uniosłam jedną brew do góry.
- Nic - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic się nie stało i jakby nie patrzył się na mnie dosłownie sekundę temu. 
- Jak to? Przez kilka chwil patrzyłeś się na mnie w taki dziwny sposób. 
- Wcale nie.
- Przecież widziałam! Ryan, mów o co chodzi. Mam coś na twarzy?
- Nie, daj spokój.
- Nie chcąc się z nim kłócić, po prostu odpuściłam. 
 Po kilku niezręcznych minutach ciszy, wstał z miejsca i powiedział.
- Idę coś zamówić. Życzy sobie coś pani? - poruszył brwiami, na co wybuchnęłam śmiechem.
- Tak, weź mi lody truskawkowe i colę.
- Okej, czekaj tu na mnie.
- Jasne, nigdzie się nie wybieram.
Od momentu odejścia Ryana od stolika, obserwowałam każdy jego ruch, bo nie miałam nic ciekawszego do roboty. Zlustrowałam go wzrokiem od góry do dołu. Był świetnym chłopakiem. Potrafił pocieszyć i podtrzymać na duchu. Wiedziałam, że mu się podobam. Jednak nie chciałam się z nim wiązać. W tamtym momencie chłopcy mnie nie interesowali. Przynajmniej to sobie wmawiałam, by nie opuścić się w nauce. Moje rozmyślania przerwał nagły dźwięk otwierających się drzwi. Z przyzwyczajenia zawsze patrzę, kto przyszedł. Moim oczom ukazał się szczupły, lecz dobrze zbudowany chłopak. Włosy postawione do góry, starannie obcięte. Jedną rękę miał całą przyozdobioną tatuażami. Obejrzałam go dokładnie. Miał dobry styl. Inni mogliby się od niego uczyć, jak dobrze wyglądać. Rozejrzał się dookoła. W tym momencie mogłam zobaczyć jego twarz. Znałam go. Osobiście nie, ale słyszałam dużo rzeczy na jego temat. W pewnym momencie jego wzrok powędrował na mnie. Szybkim ruchem otworzyłam menu i udawałam, że je przeglądam. Myślałam, że w ten sposób nie zainteresuje się mną i w końcu przestanie się na mnie patrzeć. Niestety dalej czułam jego wzrok na sobie. Bałam się. Na szczęście Ryan w odpowiednim momencie odszedł od blatu, a ja odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam jeszcze raz na tego chłopaka, by sprawdzić, czy nadal się na mnie gapi. Uff, chyba mu się znudziłam, bo zaczął zamawiać. Mój przyjaciel położył na stoliku lody truskawkowe dla mnie i jakiś kotlet dla niego. Siadając na swoim poprzednim miejscu, spojrzał na mnie i zauważył, że coś ze mną nie tak. 
- Wszystko okej? Masz dziwną minę.
- Tak, wszystko w porządku. 
Nie wypytując o szczegóły, nadział na widelec kawałek mięsa i już miał go ugryźć, kiedy ponownie na mnie spojrzał. Dostrzegł, że patrzę się na coś, albo raczej na kogoś. Powędrował za moim wzrokiem. Po trzech sekundach znów siedział przodem do mnie. 
- Jest aż tak interesujący? - powiedział z niesmakiem. 
- Co? - rzuciłam bez namysłu.
- Patrzysz się na niego, jakby był twoim bogiem. 
- Wcale nie! Właściwie, na kogo miałabym się patrzeć? 
- Na niego.
- Można jaśniej? 
- Nie udawaj, że nie wiesz. Jeszcze dosłownie kilka sekund temu patrzyłaś się na dobrze wiesz kogo.
- To już nie mogę na nikogo spoglądać? 
- Słuchaj, wiem, że jest przystojny, ale nie zbliżaj się do niego.
- Wiem, jaki jest i co robi. Nie musisz mnie pouczać.
- Nie wiesz o nim wszystkiego...

________________________________________

Hej. Na początek przepraszam, bo rozdział miał być wczoraj. Niestety brakło mi czasu. Myślę, że nie pogniewaliście się i czekaliście na rozdział 2. To z mojej strony chyba tyle, nie będę się rozpisywać, bo nie ma po co. xd Do następnego! 

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 1.

Z perspektywy Vereny

Komputer - nie. Telewizor - nie. Komórka - nie. Na nic nie mam ochoty. Moje życie jest tak nudne, jak zawsze. Codziennie to samo. Szkoła, dom, szkoła, dom. Mam już dość, naprawdę. Chciałabym uciec od tego wszystkiego i niczym się nie przejmować, jak wszyscy moi znajomi. Nie chce mi się słuchać ciągłych zrzędzeń rodziców. "Opuściłaś się w nauce", "cały czas siedzisz w domu", "w ogóle nam nie pomagasz", "niczym się nie zajmujesz". Słyszę to codziennie. Czasami myślę, że byłoby lepiej, gdybym urodziła się w innej rodzinie... Z moich dziwacznych myśli wyrwał mnie nagły dźwięk, który pochodził z mojego iPhone'a. Podeszłam do biurka, gdzie leżał. Wzięłam go do ręki i przesunęłam palcem po ekranie, by go odblokować. Na ekranie ujrzałam napis, którego nie widziałam od dłuższego czasu, czyli "Dostałeś wiadomość od: Ryan". Na początku się zdziwiłam, bo nie pisał do mnie i nie widziałam się z nim szmat czasu. W sumie, to sama nie wiem, dlaczego. Możliwe, że chciał ode mnie odpocząć, bo za bardzo go denerwowałam. Nie zastanawiając się długo, po prostu przeczytałam sms’a.

Od: Ryan.
Hej, Vera. Przepraszam, że nie pisałem, ani nie odbierałem telefonu, ale po prostu moi rodzice... Sama rozumiesz. Zabrali mi komórkę i laptopa. Nie wiedziałem, jak się z Tobą skontaktować, bo na dodatek zabronili mi wychodzić z domu. Musimy szybko nadrobić te dwa tygodnie rozłąki. Masz jakiś pomysł, co zrobimy najpierw? :)

Do: Ryan.
Ryan! Wreszcie napisałeś. Martwiłam się o Ciebie. Na pewno musimy wyjść do jakiegoś PuBu. Ale zaraz... Dlaczego rodzice zabrali Ci komórkę i zabronili wychodzić z domu? 

Od: Ryan.
Wiesz, obowiązki domowe. Nie wykonałem ich. I choć wydawało mi się to błahostką, to jednak rodzice są bardzo surowi w stosunku do mnie i widzisz, jakie są tego skutki. 

Do: Ryan.
No dobrze, rozumiem. To kiedy idziemy na miasto? ;D

Od: Ryan.
Zaraz! Nie możemy tracić czasu.

Do: Ryan.
Okej, to za 15 minut przy teatrze Avon?

Od: Ryan.
Jasne, do zobaczenia. ;D

Odłożyłam iPhone'a na miejsce, gdzie leżał wcześniej. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze rurki. Włożyłam je i podeszłam do lustra, by zobaczyć, czy dobrze wyglądam. Leżały dobrze, ale i tak miałam kompleksy. Obróciłam się dookoła swojej osi i zaczęłam oglądać dokładnie każdą część ciała. Moja twarz nigdy mi się nie podobała. Brwi wydawały mi się dziwne, usta też. Tak samo było z nogami. Wydawały mi się za krótkie, choć wszyscy mówili, że są długie. Ach, no tak. Zapomniałam wspomnieć o swoim tyłku i piersiach. Tyłek - jak dla mnie - za mały. Piersi - właściwie to mogą być. Jedyne, co mi się we mnie podobało, to oczy. Oj tak, oczy mam super. Dobra, dość. Nie jestem idealna. Zresztą... Nikt nie jest. Przynajmniej tym mogę się pocieszyć. Odrywając się od myślenia, spojrzałam na zegarek. Wskazywał dokładnie 14:25. Zupełnie się zapomniałam. Przez dziesięć minut gapiłam się na swoje ciało, zamiast się ubrać i wyjść z domu. Zostało mi tylko pięć minut na wybranie bluzki, kurtki i butów oraz na dojście pod teatr. Szybko sięgnęłam do szafki i wyciągnęłam jedną z moich ulubionych koszulek. Bardzo ją lubię, bo jest na niej mój idol - Michael Jackson. Założyłam ją najszybciej, jak mogłam. Wzięłam torebkę i wyszłam z pokoju. Zbiegłam po schodach. Krzyknęłam do rodziców tylko zwykłe "cześć" i biegiem ruszyłam w kierunku drzwi. Już miałam wychodzić, kiedy zorientowałam się, że nie założyłam butów i kurtki. Na dworze było 6 stopni, więc odrobinę bym zmarzła. W pośpiechu podniosłam z podłogi czerwone trampki i włożyłam je na nogi. Z wieszaka ściągnęłam skórzaną kurtkę i nawet jej nie zakładając, wybiegłam z domu. No tak, za drzwiami były schody. Pech chciał, że się na nich przewróciłam. Ubrudziłam świeżo wyprane ubrania, ale nie zależało mi na nich. Musiałam jak najszybciej dotrzeć pod teatr. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 14:35. Spóźniałam się już pięć minut. Ryan nie lubił, gdy ktoś się spóźniał, ale, że ja robiłam to wiele razy, wiedziałam, że mi wybaczy. Droga, którą szłam ciągnęła się w nieskończoność. Ponownie spojrzałam na zegarek. No super, 14:40. Wreszcie ujrzałam ulicę, na której stał teatr. Byłam wniebowzięta. Zaczęłam biec, by być już na miejscu. Ujrzałam Ryana. Na jego twarzy widoczne było niezadowolenie. 
______________________________________________

I takim oto sposobem mamy pierwszy rozdział. Jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwilka, a mnie motywuje do dalszej pracy. Chciałam jeszcze wspomnieć, że rozdziały będą na razie takiej długości, później - gdy akcja się rozkręci - będą coraz dłuższe i - mam nadzieję - ciekawsze. Sami wiecie, pierwszy rozdział zawsze jest lekko przynudzający. :D 

Jeśli macie jakieś pytania dotyczące opowiadania "Heartbreaker", możecie śmiało pytać tutaj: ask me.
Albo jeśli chcecie chociażby pogadać, zapraszam tutaj: twitter.
Na asku oraz twitterze jestem codziennie, więc na pewno odpowiem. :) 

W takim razie, do piątku!

Prolog.

Bohaterowie:


Verena Mervine


Siedemnastolatka znudzona życiem. Chodzi do szkoły. Nie ufa ludziom, nawet swojej najlepszej przyjaciółce. Jest pesymistycznie nastawiona do życia. Mieszka z rodzicami.

Justin Bieber


Dziewiętnastoletni chłopak. Chodzi do szkoły. Jest pewny siebie i myśli, że zawsze ma rację. Często się z kimś kłóci. Ma masę przyjaciół, którzy robią wszystko to, co on im każe. Lubi wykorzystywać dziewczyny. Można powiedzieć, że jest chłopakiem bez serca, ale niektórzy nazywają go również łamaczem serc. Mieszka sam, bez rodziców. 

Amanda Wells


Siedemnastolatka. Chodzi do szkoły. Jest najlepszą przyjaciółką Vereny. Uśmiech nigdy nie schodzi jej z twarzy. Niczym się nie przejmuje. Podkochuje się w Justinie.

Ryan Chenson


Osiemnastolatek. Chodzi do szkoły. Dobry przyjaciel Vereny. Jest opiekuńczy i potrafi podnieść na duchu.

Chaz Rebben


Dziewiętnastolatek. Chodzi do szkoły. Jest typowym flirciarzem. Najlepszy przyjaciel Justina. Znają się od przedszkola. Nie ma nic przeciwko zachowaniu kolegi, bo sam bierze z niego przykład.

Akcja:
Wszystko rozgrywa się w mieście Stratford, w Kanadzie.
Czas roku szkolnego.

Uwagi:
W tym opowiadaniu Justin nie jest sławny.

__________________________________________________

Myślę, że rozdział będzie dodawany w każdy poniedziałek i piątek, czyli 2 rozdziały w tygodniu.

Co ja tu robię? Po co ten blog?

No cześć. W tym roku zaczęłam czytać wiele fanfiction. Naszła mnie chęć napisania czegoś takiego, bo chciałabym przedstawić Wam swoją historię, tzn. wymyśloną przeze mnie. Od razu mówię, że jest to amatorszczyzna, bo za dużo lat nie mam i pierwszy raz w życiu piszę ff. Jednak mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Wam do gustu i z uśmiechem będę mogła dodawać kolejne rozdziały. Jeśli przeczytasz rozdział, pozostaw komentarz. Dla Ciebie to kilka sekund, a mnie to motywuje do dalszego pisania oraz chcę wiedzieć, że w ogóle ktoś to czyta. No to chyba na tyle, za chwilkę dodam prolog i myślę, że od razu również pierwszy rozdział. :)